Taki "przybornik" (nie wiem do końca jak to nazwać) planowałam zrobić już dawno temu. Kombinowałam z tym i kombinowałam, koniecznie chciałam zespolić to jakoś z korkową tablicą na zapiski. Tymczasem kartki na listy zakupowe ciągle leżały skitrane gdzieś na brzegu szafki albo czasem przylepione magnesem do lodówki i wiecznie przeszkadzały i niewygodnie było cokolwiek na nich zapisać.
Postanowiłam zrobić w końcu coś maksymalnie prostego i szybkiego i powstała taka sobie decha:
Z przyczepionym na stałe ołówkiem, by nie trzeba było ciągle szukać czegoś do pisania.
W mojej nieocenionej kotłowni z której stale wyciągam coś, co miało iść do spalenia znalazłam taką oto prostą, starą deskę i przetarłam ją porządnie papierem ściernym.
Pokryłam ją następnie grubą warstwą kleju Vicol
Poczekałam aż klej wyschnie ale tak niecałkowicie - będzie jeszcze trochę (ale tak minimalnie) lepki i oddzieliwszy pierwszą warstwę serwetki przyłożyłam ją równo do deski (deskę wybrałam taką, żeby długość miała dokładnie taką jak szerokość serwetki, oszczędziłam sobie w ten sposób roboty z cięciem).
Wprasowałam potem tę serwetkę porządnie przez papier do pieczenia żelazkiem ustawionym na maksymalną moc. Prasowałam i prasowałam dociskając miejsce przy miejscu by jak najlepiej wygładzić wszystkie zagniecenia i wprasować serwetkę w tą grubą warstwę kleju pod spodem.
Gdy już wszystko wystygło po pracy z żelazkiem, przykładająć pod kątem papier ścierny oddzieliłam wystające brzegi papierowej chustki.
Tym sposobem można uzyskać idealnie równy brzeg:
Potem pomalowałam powierzchnię z serwetką moim bezbarwnym, wodnym lakierem. Nie zastosowałam wcześniej lakieru do włosów jak w tym przypadku (albo w tym) bo chciałam by lakier przemoczył serwetkę i pokazał słoje drewna pod spodem. Jak widać poniżej udało się ale serwetka się miejscami trochę pomarszczyła pod wpływem wody zawartej w lakierze. Liczyłam na to, że mocne i długie prasowanie wklei serwetkę tak dokładnie że to się nie stanie ale trochę się przeliczyłam.
Po wyschnięciu deska wyglądała już tak:
Na końcu dodałam zawieszkę:
(Do której dołek wywiercił mi mąż). Taka zawieszka w dołku jest po pierwsze niewidoczna, po drugie element tak zamocowany przylega ściśle do ściany i to lubię. Niecierpię widocznych zawieszek, gdy widzę produkt z takimi to prawie zawsze dla mnie to jest duuuuuża wada.
I jeszcze na górze dechy wbiłam gwóźdź (nie wiem czy się dobrze wyrażę jeśli powiem że to hacel od końskich podków),
Do którego niebieskim kordonkiem przywiązałam ołówek z wyciętym rowkiem na przywiązanie tejże nici
Na to poszły samoprzylepne karteczki Post-it (aż trzy zestawy bo zawsze sobie zapisuję kilka list - a to do spożywczaka, a to do ogrodniczego albo budowlanego):
Testowanie niestety nie poszło dobrze - karteczki szybko poodpadały bo deska ma lekko wklęsłą powierzchnię, tak więc, jak to się mówi - "bez młota to nie robota" - musiałam wszystko przybić ordynarnie młotkiem :) (ale i tak wcześniej to planowałam więc wszystko ok) i teraz jest już tak:
Nareszcie wygoda! :)
Nic nie rozumniem :-P
OdpowiedzUsuń:DD
OdpowiedzUsuń