piątek, 19 grudnia 2014

Choinka zastępcza

Już od jakichś dwóch tygodni mamy choinkę. Zastępczą. Nie mogliśmy się doczekać bo po prawdziwą pojedziemy dopiero pojutrze, w niedzielę. Całą rodziną, poszukamy jej w lesie (żeby nie było - swoim). Miałam nadzieję, że będzie dużo śniegu i mróz i będzie jak w moim ulubionym świątecznym filmie z Chevym Chase'em, niestety pogoda jest jak na wiosnę. W każdym razie zastępczą już mamy, powieszona jest na ścianie i wygląda tak:

To z fleszem więc nie za ładnie, ale to bez flesza:

A tak wieczorem, gdy jest już ciemno:


Wisi w sypialni nad łóżkiem i pełni rolę takiej jakby lampki nocnej. Jest zrobiona z patyków wyciętych z okolicznych drzew i powiązanych sznurkiem. Pomysł jest genialny ale niestety nie mój, wzięłam go z tutorialu DaWandy, który można znaleźć pod tym linkiem:
Oryginał wygląda tak: 
Choinka może i z patyków ale roztacza niesamowitą świąteczną aurę. Za każdym razem jak włączam na niej lampki moje dzieciaki zastygają w bezruchu, robią wdech i mówią: "łaaaał". Wieczorem, przy jej ubieraniu również zrobiło się bardzo świątecznie. Starsza ciufcia nie odstępowała mnie na krok, a kiedy powiedziałam, że po pudło z bombkami muszę pójść na strych to aż zaświeciły mu się oczy. Spytałam więc czy chce iść ze mną. Odpowiedział oczywiście że tak. Zawahałam się chwilę - na strychu zimno... ale co tam, jest tak świątecznie, to niech tam, szybko się uwiniemy, nie zmarznie. Weszliśmy razem, przeszliśmy do najdalszego kąta, słabo oświetlonego jedyną, centralnie zawieszoną żarówką. Ciufcia rozglądała się na boki z ciekawością - rzadko tam bywa. Zanim podniosłam pudło, wzrok mój padł na małe pudełko starych, świątecznych lampek pozostałych po poprzednich właścicielach. Lamki były bombowe, takie bardzo wintydż, nie działały jednak - sprawdzałam kiedyś. Po namyśle powiedziałam jednak:
- O, Bartek, weź te lampki, nie działają ale może tata z dziadkiem je naprawią.
Wręczyłam mu pudełko, schyliłam się po swoje i wtedy... zgasło światło! Znaleźliśmy się oboje na ciemnym, zagraconym starociami strychu, a metr od nas siedziała ta laleczka Chucky! 
CIufcia nie jest zbyt bojąca ale ta niespodzianka aż wycisneła z niego okrzyk strachu. Muszę powiedzieć, że ja też poczułam się nieswojo, no bo po prostu nic nie było widać, tylko lekką poświatę w miejscu gdzie znajdowały się schody w dół. Zrozumiałam, że ktoś zgasił nam światlo przez pomyłkę. Ruszyliśmy po omacku w tamtą stronę, potykając się o szpargały, wpadając na pajęczyny i ocierając się o osypujący się z tynku komin. Przestraszyłam się, że w tej ciemnicy spadniemy ze schodów i zaczęłam krzyczeć:
- Hej, świałto! Zapalcie nam światło! Kto nam zgasił światło!
- Śfatło! śfatło! - ciufcia dołączyła się, w jego głosie słychać było lekką panikę.
- Światlo! Zapalcie światłooooo! - darliśmy się chórem aż usłyszeliśmy z dołu niewyraźne mamrotanie:
- Co? Światło? Ojej, zgasiłem im światło... ale gdzie to się włącza? 
No tak, zrozumiałam, to dziadek, chciał włączyć światło w pokoju gościnnym a wyłączył na strychu i teraz miota się bo nie wie który włącznik do czego. Poczekaliśmy jeszcze parę chwil i nareszcie, znalazł, zaświeciło się! Ciufcia, przestraszona, dzierżąc bohatersko pudełko lampek zeszła nareszcie po schodach, ja wróciłam się po swoje pudło i też zeszłam pytając się małego:
- Ale przygoda, co?
- Nooo...
A potem dziadek z mężęm siedzieli przy kontakcie i sprawdzali lampki, mała ciufcia krążyła dookoła nich, starsza ciufcia zafascynowana oglądała z zachwytem wszystkie choinkowe ozdoby i pomagała mi wybrać te, które miały zawisnąć na patykach. A prawdziwą choinkę będziemy ubierać już pojutrze, nie mogę się doczekać! :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz