wtorek, 18 marca 2014

Etui na telefon

Od zawsze miałam pecha do telefonów komórkowych. Miałam ich już chyba z kilkanaście ale nie dlatego, że wymieniałam na nowy model bo miałam takie widzimisię ale ciągle je gubiłam, wpadały mi do zlewu pełnego wody albo co gorsze do pełnego wody... sedesu!
Zapadały również na jakieś dziwne wirusowe przypadłości.  Mój pech w pewnym momencie rozszerzył się również na męża - na jeden telefon upuścił klucz przy zmianie koła w samochodzie, a drugi przejechał sobie traktorem.
W końcu przestałam kupować i zaczęłam zadowalać się używanymi aparatami rodziny i znajomych - a używane, jak to używane, znowuż: a to bateria trzyma jeden dzień a to coś tam. Gdy w ostatnim zepsuł się wyświetlacz powiedziałam: BASTA! I zakomunikowałam Świętemu Mikołajowi: chcę nowy telefon pod choinkę! A mówiąc nowy mam na myśli: ze sklepu!
No i dostałam taki. Nowiutki, cieniutki, ze wszystkimi bajerami: dużym wyświetlaczem, aparatem fotograficznym itd. I teraz... boję się go nosić :) Jeszcze gdy wychodzę na tak zwane "miasto" to ma swoją przegródkę w torebce, ale już jak idę na spacer z wózkiem no to... nosić w kieszeni kurtki - strach, że wypadnie. W kieszeni od wózka - strach, że przewala się tam z innymi rzeczami (śliniaki mają metalowe zatrzaski - jeszcze porysują ekran, kubek może i niekapek ale jak się rozszczelni i zaleje wszystko lepkim sokiem??).
Pomyślałam, że potrzebne mi solidne i grube etui. Długo wybierałam materiały i techniki aż w końcu padło na szydełko i włóczkę w ostrym (prawie fluo) zielonym kolorze.
Na początku wydziergałam takie oto kształty (przód i tył z klapką):


 Połączyłam je potem granatową włóczką:


Mała przymiarka - pasuje :)


Następnie wydziergałam pasek, który miał służyć jako zapięcie do klapki - tak, ta plamka pod spodem to krew - ciężko się zszywa takie grube sploty :)


Etui w zasadzie gotowe ale pomyślałam, że wygodnie by było mieć jeszcze do niego smyczkę i w tym celu obrębiłam szydełkiem metalowe kółko od kluczy:



Które przyszyłam z tyłu:


 W taki sposób by można było łatwo je odgiąć żeby podpiąć karabińczyk (swoją drogą fajny, nie?):


I tu kolejny fail - sie igła złamała :/


Potem powstała smyczka - sześć oczek zamkniętych w kółko i na druty pończosznicze (tak jak się robi skarpetki):


Łączenie nie musi być specjalnie ładnie zeszyte, ponieważ...


... wymyśliłam taki oto sposób na zamaskowanie go:


po prostu okręciłam włóczkowego robala granatową włóczką i przeszyłam wszystko kilka razy tak by się na pewno dobrze trzymało. 
Gotowe etui ze smyczką wyglada tak (to tył):


A to przód:



poniedziałek, 10 marca 2014

Sposób na pustą ścianę # 3

Dziś sposób w jaki poradziłam sobie z kolejną pustą ścianą w kuchni. Nie jest to może coś specjalnie odkrywczego, ale bardzo mi się ten pomysł podoba. 
Jeśli chcecie zrobić to samo to najpierw musicie iść do dużego sklepu z zabawkami a tam skierować się w stronę regałów z grami, układankami i... puzzlami! Następnie musicie wybrać najlepiej największe (albo o wymiarach jakie Wam pasuje) puzzle. I żeby miało jak najwięcej elementów i to jak najdrobniejszych. I w tematyce jaka Wam się podoba ale o dużych powierzchniach trudnych do ułożenia - takich jak bezchmurne niebo, jakaś masa małych domków w oddali albo gąszcz drzew. Taki hardcore wśród puzzli - żeby nie chciało się Wam układać tego drugi raz :) 
 Po ułożeniu oprawić wszystko w ramę i sruu na ścianę! Najlepiej układać na stole - potem można elegancko zsunąć całość na tylną część ramy.
Polecam ten pomysł na spotkanie w gronie rodzinnym lub znajomych - wspólne układanie i potem taka pamiątka na ścianie. 
Kiedyś moja mama dostała pod choinkę własnie takie naprawdę duże i trudne puzzle, stanął zakład z rodzicielem że ułożymy to razem (mama, siostra i ja) do północy. Układałyśmy jak szalone, ile wtedy było przy tym zabawy, przepychanek i śmichów-chichów! Ojciec zadowolony że ma spokój oglądał w TV co chciał, brat grał w GameBoya też znalezionego pod choinką (o północy miał oczy jak denka od szklanek). No, po prostu niezapomniany wieczór! Zakład wygrałyśmy - ostatni element wszedł na miejsce dosłownie trzy minuty przed północą.
Puzzle które wisi obecnie w mojej kuchni nie ma niestety takiej ciekawej historii, nie jest też specjalnie efektowne dlatego dziś wyjątkowo bez zdjęcia. To jedyne puzzle jakie akurat miałam w domu a ponieważ wszystko co sobie zamyślę muszę jak najszybciej zrealizować to tak wyszło. Noszę się jednak z zamiarem wyciągnięcia z bogatej kolecji układanek mojej rodzicielki jakiegoś hardcora, może tego ze świąt?