środa, 26 lutego 2014

Ekspresowy inspekt

Już połowa lutego czas zrobić inspekt!
W internecie jest mnóstwo wskazówek bardziej i mniej szczegółowych o tym, jak powinien wyglądać inspekt. Ja chciałam tu pokazać jak założyć najprostszy inspekt w najprostszy możliwy sposób i w jak najkrótszym czasie (przy dwójce małych dzieci liczy się czas, mój inspekt zrobiłam podczas dwóch popołudniowych drzemek moich szkrabów).
Będzie to tzw. inspekt ciepły, czyli taki który lepiej przyspieszy wegetację roślin. Jak dobrze pójdzie (wszystko zależy również od przebiegu pogody) mam nadzieję jeść pierwsze rzodkiewki czy ogórki wtedy kiedy sąsiedzi będą je dopiero... siać!

Potrzebne bedą:
- stare okno (to na taki mały jak mój, na większy dwa lub więcej okien)
- cztery deski o długościach odpowiadających wymiarom okna (lub okien) i szerokości pomiędzy 20 a 40 cm
- młotek i trochę gwoździ
- wielka kupa gnoju :) obornika znaczy, najlepiej końskiego bo taki najlepiej grzeje
- oczywiście łopata, widły i grabie, no i szmatka do przemycia okna

Na początek musimy wykotłować wielki dół o rozmiarach trochę większych od naszego okna i o głębokości około 80 cm (czyli mniej więcej trochę nad kolano jak staniemy w nim). I tu bardzo ważna rzecz - pierwszą warstwę ziemi (20-30 cm, czyli jeden sztych łopaty) odkładamy w jedno miejsce. Jest to najżyżniejsza warstwa ziemi i musi pozostać na wierzchu w nowopowstałym inspekcie. Mój dół wyglądał tak:


czyli właściwie jak... płytki grób - mam nadzieję, że sąsiedzi niczego złego nie podejrzewają ;)
Następnie do tego dołu trzeba nawalić obornika, tak by zostało do powierzchni gleby jakieś 30 cm czyli trochę więcej jak sztych łopaty. Proszę bardzo:




To się profesjonalnie nazywa "podkład grzewczy" :)
Warstwę gnoju trzeba teraz przykryć cienką (tak ze 3 cm) warstwą liści, aby ograniczyć przerastanie grzybów kapeluszowych do gleby nad nim. Na to dopiero narzucamy odłożoną wcześniej wierzchnią warstwę ziemi. Ja jeszcze dodałam do tego ziemię z ubiegłorocznych nasadzeń w skrzynkach balkonowych - może jest trochę wyjałowiona ale składa się w większości z torfu i dlatego znakomicie poprawi strukturę inspektowego podłoża.
Wszystko trzeba teraz ładnie i równo zagrabić i podstawa jest zrobiona. Teraz można zająć się tzw. skrzynią inspektową czyli zbić nasze dechy w prostokąt odpowiadający wymiarom okna. Łączenie najprościej jest zrobić tak:


Normalnie inspekt powinien leżeć na osi wschód-zachód i mieć północną ścianę podwyższoną aby "łapać" jak najwięcej światła słonecznego. Ja zrobiłam wszystkie ściany równe z dwóch powodów - to miała być wersja szybka i najprostsza, poza tym miałam w ogrodzie tylko tyle miejsca, że mój inspekt i tak musi leżeć na osi północ-południe.

Na koniec trzeba już tylko wszystko zmontować w jedną całość, czyli postawić skrzynię inspektową na miejsce, przykryć ją oknem (jak widać kończyłam już o zmroku):



...i wszystko dookoła obłożyć jakąś izolacją, np. słomą, albo nawet resztą ziemi z wykopu.
Mi zostało dość dużo obornika - więc obłożyłam skrzynię nim. Myślę że to podniesie temperaturę w środku jeszcze bardziej. Obornik potem obsypałam jeszcze ziemią - aby nie nurzać się w nim podczas prac przy inspekcie.


By jak najbardziej ograniczyć straty ciepła najlepiej na noc (a do czasu wschodów roślin również w dzień) przykrywać inspekt także od góry, mozna w tym celu wykorzystać słomę, stare koce, agrowłókninę, a nawet stare kurtki, ja na noc przykrywam okno kawałkami styropianu i starą wełnianą kapą której mi nie żal bo się skurczyła w praniu :).
Teraz trzeba zostawić to wszystko na kilka dni - gdy woda zacznie się skraplać na wewnętrznej szybie naszego okna to znak, że wnętrze nagrzało się na tyle, że nareszcie... MOŻNA ZACZĄĆ SIAĆ! :)
Pamiętać jeszcze trzeba o tym żeby przed wschodami roślin umyć okno aby wpuścić do środka jak najwięcej światła słonecznego.



piątek, 21 lutego 2014

Sposób na pustą ścianę # 2

Jak już wspomniałam w poprzednim poście, lubię ozdabiać ściany w moim domu rzeczami własnoręcznie wyprodukowanymi. Po sypialni przyszedł czas na kuchnię. Jest ona utrzymana w rustykalnym stylu (w starym, murowanym co prawda, ale wiejskim domu jest to najprostszy wybór) a bardzo podobają mi się tradycyjne haftowane makatki, było więc oczywiste że sobie taką zrobię. 
Owoc mojej pracy wygląda tak:


Początkowo chciałam zrobić coś bardziej z przymrużeniem oka i "Gość w dom..." dokończyć "...Bóg wie po co?" ale ostatecznie zdecydowałam się na spokojniejszą wersję.
Pożałowałam tego potem i dlatego machnęłam taką makatkę:


 A potem się rozszalałam i zrobiłam coś takiego:


A potem jeszcze taką z inteligentnie przewrotnym hasłem:


  Pózniej przyszło zamówienie na wielką (metr na metr!) makatę według starego wzoru:



 I tak mi się to dłubanie spodobało, że zrobiłam tego jeszcze z kilkanaście sztuk!
Tutaj misternie haftowana makatka z haftem richelieu i różami haftowanymi cieniowaną muliną:


A tu makatka według starego wzoru, jednego z wielu przekopiowanych przez moją mamę na kalkę z zetlałych ze starości oryginałów:
 

A gdy zabrakło mi ciekawych haseł, przerzuciłam się na stare ludowe piosenki:



Resztę można obejrzeć m. in.  tu:
 http://pl.dawanda.com/shop/sowastrychowa/2167126-Makatki-cienne-kuchenne

piątek, 14 lutego 2014

Sposób na pustą ścianę # 1

Gdy wprowadzaliśmy się do obecnego domu mieliśmy niewiele mebli i jedyne dwa obrazy na ścianę. Nasze trzy pokoje z kuchnią nawet po powieszeniu firanek i zasłonek były puste i sprawiały wrażenie zimnych. Najbardziej chłodem wiało z dużych przestrzeni pustych ścian. Postanowiłam szybko to zmienić i zapełnić te przestrzenie moją radosną twórczością :). Myślę, że najlepiej w ocieplaniu mieszkania sprawdzają się rodzinne zdjęcia i od tego zaczęłam. Na pierwszy ogień poszła ściana w sypialni. Musiałam trochę pokombinować, ponieważ dom wynajmujemy i nie chciałam naszym gospodarzom za bardzo dziurawić ścian. Wymyśliłam takie rozwiązanie, dzięki któremu mogę powiesić dużo zdjęć a w ścianie tkwią tylko dwa haki.
Na początku dorwałam kilka wspaniale nadgryzionych zębem czasu, sczerniałych i sękatych dech z rozebranej dawno temu czyjejś stodoły. Połączyłam je ze sobą sznurkiem, tzw. szpagatem (nie mogłam dostać tak grubego sznura jakbym chciała więc złożyłam ten szpagat kilka razy wzdłuż i splotłam w warkocz) i wyszło coś takiego:

Każda decha jest podtrzymywana supłem zawiązanym pod nią. Zależało mi na tym, by wszystkie wisiały idealnie równolegle do siebie więc wiązałam je na ścianie, podtrzymując ramieniem (a swoje ważą), balansując na małym taboreciku i wielokrotnie zawiązując i rozwiązując supły. Napociłam się przy tym niepomiernie ale z efektu jestem bardzo zadowolona. Przy takim rozwiązaniu moge wieszać tu nie tylko zdjęcia ale i pamiątki z podróży i różne inne sentymentalne gadżety. Na potrzeby sesji zdjęciowej ;) by lepiej wyeksponować deski część została zdjęta. Jakość zdjęcia pozostawia niestety wiele do życzenia ale jest to najciemniejszy kąt pokoju a dni teraz takie pochmurne... Jak tylko wyjrzy słonko to zrobię lepsze zdjęcie i szybko podmienię...


środa, 5 lutego 2014

Śnieg w kolorze toffi

No i gdzie to ocieplenie? Podobno na południu odwilż ale podlaskie jeszcze mróz gniecie :/ Co prawda chmury się trochę rozeszły, słonko wyjrzało, no i ten wiatr przestał tak potępieńczo gwizdać. Drogi nareszcie przejezdne, ale do tego gmina musiała ściągnąć fadromy z pobliskiej kopalni żwiru bo zwykle traktory z pługami nie dawały rady zaspom.
Wznowiliśmy więc spacery ale okazuje się, że świat na zewnątrz wcale nie jest biało-puchowo-piękny, ponieważ cały śnieg jest koloru burego. Ten wiejący tydzień turbowiatr najpierw zwiał śnieg z pól odkrywając płaty gołej ziemi, a potem tę ziemię zwiał na śnieg. W niektórych miejscach - zwłaszcza na zaspach - śnieg jest w intensywnym kolorze toffi.
Wiało tak mocno i tak długo (dookoła naszego domu są tylko szczere pola i wiatry tu rozpędzają się do naprawdę kosmicznych prędkości), że pokrywa śniegowa jest ubita na beton. Powszechnie wiadomo z Władcy Pierścieni, że elfy są tak lekkie, iż nie zapadają się w śniegu. No to ja tak sobie właśnie jak elf pomykałam dziś wierzchem po prawie metrowej pokrywie śniegowej na podwórku :).

Taka brzydka zima wymaga nowej porcji pocieszających zdjęć, co niniejszym czynię :)

Konwalia
Droga gdzieś nad Narwią, po lewej Barszcz ale nie wiem jaki...

Lilak chiński, mój ulubiony krzew - piękny pokrój i kolor kwiatów, wspaniały zapach, i w odróżnieniu od lilaka pospolitego nie daje odrostów, po prostu mój ideał!
I jeszcze kwiaty do powąchania :)
Tulipany w konwaliach
Maki
Serduszka okazała
Żywokost lekarski
Od frontu (nie licząc mniszka) - ubiorek pospolity, kocimiętka i tulipany, po prawej piwonia
Aksamitka
Widok z okna
Bratki
Rozchodnik hiszpański
Kwiat jabłoni a dokładnie papierówki :)
Sroka (takie imię, bo maść srokata)





niedziela, 2 lutego 2014

Zima, zima, zima...

Zima. Śnieg. Zimno. -20 w nocy. -15 w dzień. Supersilny wiatr już od tygodnia i to w dzień i w nocy!  Przez nasze nieszczelne drzwi wejściowe w przedpokoju są 3 stopnie! W łazience 13 stopni! Dlatego przed wieczornym prysznicem rozgrzewam się solidną dawką ćwiczeń. Przez ten wiatr i mróz nie wychodzę na spacer z dziećmi już od tygodnia. No można po prostu oszaleć! Cały śnieg z pól wiatr przenosi na drogi, pługi jeżdzą rzadko, dlatego wyjechać gdziekolwiek samochodem oznacza ulgnąć na sto procent! Dlatego właśnie mąż dziś został w domu ale ktoś musiał odebrać mleko od sąsiadki więc postanowiłam skorzystać z okazji i wyjść z domu chociaż na chwilę (żeby nie ześwirować). Założyłam swoje ciepłe zimowe buty po kolana, od kolan aż po nos (wysoka stójka) opatuliłam się moja superciepłą puchową kurtka, do tego ciepła czapa, szalik, kaptur, dwie bluzy, grube rękawice, pusta butelka na mleko w kieszeń i wio! Do sąsiadki mam jakieś 300 metrów drogą biegnącą szczerym polem i już po chwili żałowałam, że nie założyłam dodatkowej pary rękawiczek. I jakiegoś kasku motocyklowego, bo z twarzy nie opatulone miałam tylko oczy i to one zmarzły mi najbardziej :). Czułam, że wiatr przewiewa mnie na wskroś mimo mojej grubej kurtki i dwóch bluz. Wyglądałam i czułam się jak polarnik, przemierzający ciągnące się dookoła lodowe pola. Polarnik, któremu uciekł husky razem z saniami :)
Przez te 10 minut spaceru zmarzłam tak, że zanim wyruszyłam w droge powrotną musiałam chwilę posiedzieć u sąsiadki, żeby się rozgrzać (w całym rynsztunku). Ciężka jest zima na podlaskim pustkowiu :)
W takich chwilach, w celu pocieszenia się, siadam przed komputerem i oglądam zrobione wiosną i latem zdjęcia mojego ogrodu. Przy zdrowych zmysłach trzyma mnie tylko planowane wiosenne pielenie, koszenie, przycinanie, sadzenie, podlewanie itd. Postanowiłam więc wrzucić tu trochę tych moich "pocieszaczy", ale na początek zdjęcie dzisiejsze:


A tak to samo miejsce wyglądać będzie już za dwa miesiące:


I reszta pocieszaczy:

Ostróżka i dzwonek brzoskwiniolistny

Tawuła wczesna


Tulipany, cesarska korona i forsycja


Tulipany, cesarska korona, forsycja i tawuła


Od pierwszego planu: dzwonek skupiony, dzwonek brzoskwiniolistny i ostróżka


Floks wiechowaty


Widok z kuchennego okna, po deszczu :)


PIerwiosnek gruziński


 Różowy bodziszek czerwony, niebieski dzwonek karpacki i żółty liliowiec 'Stella d'Oro'


Burzowe chmury


Za wiatraczkiem z lewej floks wiechowaty a po prawej odętka wirginijska


Żółte mieczyki i czerwone dalie



Czyściec wełnisty, za nim wiesiołek missouryjski a jeszcze dalej dzwonek karpacki


Dziewanna omączona, lubię na nią mówić "dzewana"


Ledwo widoczne piwonie i za nimi szałwia


Liliowiec ogrodowy 'Stella d'Oro'

No to idę poćwiczyć, żeby nie zmarznąć w łazience :)