piątek, 14 listopada 2014

Widziałam Babę Jagę...

Naprawdę. Widziałam kiedyś Babę Jagę. To było jesienią, dwa czy trzy lata temu, w taki zgniły listopadowy dzień jak dziś - dlatego mi się przypomniało. Byłam akurat na dworze z dzieckiem - spało sobie w wózku, spacer był właściwie już odbębniony ale czekałam z powrotem do domu aż maluch się obudzi. Stałam więc sobie na drodze, bujałam wózek w te i we wte i do rytmu sama bujałam się z nogi na nogę. Za plecami miałam nasz mały iglasty lasek a przed oczami głebokie, puste pola zanurzone lekko we mgle. Nie było ani wiatru, ani słońca, ani liści na drzewach, ani zielonej trawy, ani resztek kwiatów, niczego nie było tylko ja z tym wózkiem. Ni to siąpiło, ni to nie siąpiło, ni to mżyło, ni to nie mżyło, taka pogoda smętna, nijaka. I tak w pewnej chwili w tych zaoranych, zamglonych polach przede mną osobliwe zjawisko zwróciło moją uwagę: dziwna, szara postać poruszała się po nietypowej trajektorii - chwilę w lewo, potem chwilę w prawo, potem znowu w lewo i tak w kółko. Postać wydała mi sie dziwna, bo pomimo niedużej mgły mogłam wyraźnie wyodrębnić: wielką, szarą chustkę na głowie, ręce wyciągnięte do przodu jak do trzymania miotły i wiecheć tej miotły z tyłu. W dodatku postać ta unosiła się nad ziemią! Niewysoko ale jednak! Wytężałam wzrok jak mogłam ale wciąż widziałam to samo. 
Pomyślałam sobie: no nic tylko jakaś Baba Jaga tam sobie polatuje. Pora akurat pasowna, niedługo powinno zacząć się zmierzchać. Tylko co ona tu robi? Aha, porywa dzieci (przypomniały mi się ostrzeżenia rodziców rzucane oddalającym się dzieciom - "nie odchodź bo cię Baba Jaga złapie"). Ale po co? Aha, żeby je zjeść (teraz przypomniała mi się bajka o Jasiu i Małgosi).
Pociągnęłam nosem, spojrzałam na moje własne śpiące smacznie w wózku i skonstatowałam: kiepsko, gonić teraz Babę Jagę na piechotę. I z wózkiem. Trzeba się chyba zbierać do domu. Baba Jaga tymczasem wciąż leciała zakosami ale coś jakby zaczęła się przybliżać. Chyba nas zwęszyła. A tu żywej duszy w zasięgu krzyku. Stałam i patrzyłam zaciekawiona dalej. I w pewnej chwili, gdy już była naprawdę blisko, okazało się...  że to starszy pan na rowerze! Taki dziadek starej daty, ubrany cały na szaro, na równie starej daty i też szarym rowerze. Na bagażniku z tyłu wiózł wiecheć chrustu, co idealnie udawało miotłę. Ręce wyciągnął do przodu bo trzymał kierownicę. Wrażenie unoszenia się w powietrzu powodowało to, że cienkich kół roweru z daleka i w lekko zamglonym powietrzu nie było widać, a dziwną trajektorię lotu tłumaczyła kręta polna droga.
Dziadek minął mnie z uśmiechem, dzieńdobry, dzieńdobry i pojechał dalej a ja zostałam z opuszczoną szczęką. 
Nie wszystko jednak wyjaśniło się do końca, po pierwsze - czym była ta wielka, szara chustka? Przecież starszy pan miał na głowie tylko mały kaszkiet. Może miał i chustkę tylko jak zobaczył, że dojeżdża do kobiety z wózkiem to szybko ją zdjął? Po drugie: jechałam potem tą drogą latem i wiecie co? Jest prosta jak strzała i prowadzi do asfaltowej szosy. Nie ma tam innej polnej, krętej drogi.  Żeby jechać takimi zakosami to  dziadek musiałby przedzierać się przez świeżo zorane pola i nie byłby taki uśmiechnięty gdy mnie mijał, raczej zdyszany i czerwony. 
Wniosek? Wstrętna Baba Jaga myślała, że mnie oszuka zmieniając się w starego dziadka, ale nie, nie, nie... Nie ze mną te numery! :)
Tak więc, na koniec aż chciałoby się strawestować słowa Marii Konopnickiej z bajki "O krasnoludkach i sierotce Marysi":

Myślcie sobie, jak tam chcecie 
A ja przecież wam powiadam:
Baby Jagi są na świecie...

No to pilnujcie swoich dzieci w taką smętną, zgniłą pogodę jak teraz ;)






4 komentarze:

  1. Ty i ta Twoja wyobraźnia :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że dzieciaka nie porwała musiałabyś tej jej miotłorower (zupełnie nie wiem dlaczego podkreśla mi słowo jako błędne ;) ) gonić piechotą :)

    A w tajemnicy Ci powiem że one wcale dzieci nie porywają , one się ich strasznie brzydzą , przyglądają się tylko z niezdrową fascynacją jak moja córka pająkom .
    Z Jasiem i Małgosią to było tak że wlazły jej do chałupy i zaczęły chałupę zżerać, więc musiała się jakoś bronić .
    Po prostu młodociani przestępcy zaatakowali staruszkę dla korzyści cukiernianych ;)
    Taja

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie do dziś się zastanawiam dlaczego właściwie tak zrezygnowała w ostatniej chwili? ;)

    OdpowiedzUsuń